sobota, 24 sierpnia 2013

Pani Idealna

Czy to, że czasem zdarza Ci się krzyknąć na swoje dziecko, czy to, że czasem dzieci tak Cię irytują, że brak Ci cierpliwości, czy to, że czasem chciałabyś zostać sama chociaż na kwadrans lub wyspać się do woli, czy to, że czasem nie masz ochoty się odezwać- czy to wszystko znaczy, że jesteś złą matką? Dzieci są cudowne i kochasz je nad życie, ale czasem przychodzi gorszy dzień- głowa Cię boli, mąż denerwuje, dzieci dokazują- czy to, że kolejna próba zawleczenia trzylatka do łazienki by go wykąpać kończy się fiaskiem a Tobie puszczają nerwy, to znak, że jesteś złą mamą? Czy to, że własne dzieci potrafią Cię tak wyprowadzić z równowagi, jak żadne inne to znak, że jesteś złą matką?
 N I E!
Jesteś matką, żoną, kobietą, przyjaciółką, masz na głowie cały dom, tysiące spraw do ogarnięcia... Musisz potrafić dzielić uwagę pomiędzy swoje dzieci, gotowanie, sprzątanie, zabawę, przytulenie gdy dzieje się krzywda. Pełniąc tysiące ról jednocześnie. Nie daj sobie wmówić, że musisz wszystko robić idealnie. Nie daj sobie wmówić, że nie masz prawa pomyśleć też o sobie, nie daj sobie wmówić, że zawsze musisz tryskać humorem. Ty też masz prawo mieć zły dzień, Ty też masz prawo wypocząć, Ty też masz prawo być sobą- kochać, gniewać się, złościć, śmiać, płakać, cieszyć, smucić. Jesteś mamą, ale przede wszystkim jesteś człowiekiem. Masz prawo się mylić, masz prawo uczyć się na błędach. Nie musisz znać odpowiedzi na każde pytanie trzylatka- ale nie masz prawa go ignorować. Nie musisz przejmować się krzywymi spojrzeniami przechodniów, kiedy nie udaje Ci się opanować buntu własnego dziecka. Nie musisz wstydzić się komentarzy, że w nocy Twoje dziecko wędruje do Twojej sypialni a przecież powinno spać w swoim łóżku- Twoja sypialnia, Twoje łóżko, Twoje dziecko. Nie miej wyrzutów sumienia, że zamiast sprzątać wolałaś spędzać czas ze swoim dzieckiem na zabawie, a w mieszkaniu bałagan. Nie musisz być idealną mamą i co dzień na śniadanie robić wesołe kanapeczki.
Jako mama musisz tylko jedno- bezgranicznie kochać swoje dzieci! Zawsze i pomimo- pomimo tego, że czasem marudzą, pomimo tego, że czasem grymaszą przy jedzeniu, pomimo tego, że robią bałagan, pomimo tego, że nie są idealne, pomimo tego, że czasem dają popalić. Musisz tylko je kochać- to im wystarczy...

wtorek, 20 sierpnia 2013

Mleczna kraina

Tak, to już ponad 3 miesiące jak Zosieńka jest na świecie. Trzy miesiące za nami. Fajne trzy miesiące. Łatwiejsze trzy miesiące niż myślałam. Szczęśliwe trzy miesiące. Ale, żeby nie bylo tak sielankowo, to też trzy miesiące karmienia piersią. I aby była jasność- popieram karmienie piersią, ale też nie potępiać kobiet, które z wyboru decydują się na karmienie butelką i mlekiem modyfikowanym. Bo wbrew pozorom wcale to karmienie piersią nie jest tak proste. To już moja druga przygoda z karmieniem piersią i pewnie- plusów jest wiele: nie kosztuje to ani złotówki, wygodne, szybkie, zdrowe dla dziecka, zdrowe dla kobiety. Ale czy proste? Po pierwszym porodzie myślałam, że przystawisz dziecko do piersi i to tak samo, naturalnie przyjdzie. A tu niespodzianka- bo nikt mi nie pokazał jak dziecko ma pierś złapać i nikt nie mówił, że brodawki moga Ci tak popękać, że aż boli. Że jak przychodzi nawał pokarmu to gorączki prawie 40 stopni moźesz dostać a piersi tak nabrzmiewają, że się w biustonoszu nie mieszczą, że musisz walczyć z tym laktatorem, odciągać pokarm, robić okłady z tej cholernej kapusty, że nie wiesz ile dziecko zjadło i wciąż myślisz czy się najada, że dość masz słuchania, że jeść musisz za dwoje, bo karmisz, że nerwy Cię biorą, bo jak zdejmujesz biustonosz, to Ci to mleko strumieniem płynie, że czasem na bluzce znajdujesz plamy, bo wkładki laktacyjne przeciekają. I jednego jestem pewna- jak się z tym wszystkim uporasz, to faktycznie straszna to wygoda i super sprawa. Ale ważne, żeby wiedzieć, że czasem może być pod górkę. Najważniejsze to mieć w kimś oparcie, mieć kogoś kto Cię bedzie w tym wspierał. Bo nie raz miałam ochotę rzucić to wszystko w cholerę i pobiec do sklepu po paczkę mleka. I nie zgodzę sie z nikim kto twierdzi, że kobiety, które karmią butelką są złe- bo według mnie każdy powinien robić tak jak czuje. To kobieta musi zdecydować jak chce karmić i być zadowoloną, bo wtedy dziecko też szczęśliwe.

piątek, 16 sierpnia 2013

Buntownik z wyboru?!

Miało być na temat buntu... I się zbuntował- mój komputer... Więc postu nie było... Ale nadrabiam zaległości i zaczynam... Mamy już za sobą bunt dwulatka. Teraz jesteśmy w trakcie buntu trzylatka. Ile ich jeszcze przed nami? To całe buntowanie sie Filipka uczy jednego- wielkiej cierpliwości. Bo kiedy nagle w czasie spaceru zaczynają się piski i tupańce, bo do domu wracać trzeba, kiedy w sklepie krzyk, że przecież musimy coś kupić i dla niego, kiedy w domu protest głośny, że obiad nie dobry i jeść nie będzie i oznajmia to tak głośno, że aż sąsiedzi słyszą, kiedy ubierać się nie będzie, bo nagle zapomniał jak się wkłada kapcie, spodnie i pozostałe części garderoby, kiedy wszystko na nie i niczego nie lubi, to chociaż nie raz jestem u kresu wytrzymałości i chciałoby sie stanąć i krzyczeć razem z nim, to jednak trzeba sobie tłumaczę, że to człowiek tak mały, a tak wiele w nim uczuć i emocji, a radzić sobie z nimi jeszcze sam nie potrafi. Trzeba tłumaczyć... Długo i cierpliwie... Czasem po stokroć powtarzać jak zdartą płytę. I chociaż czasem już sił mi brak na te złości i nadziwić się sama nie mogę jak to możliwe, że w jednej chwili zmienić sie dziecko me może z pogodnego i układnego chłopca w nieobliczalnego, wrzeszczącego, jak tornado szalejącego chłopczura!? To myślę sobie, że przecież to kiedyś minie i wróci mój słodki synek, co mnie jednym uśmiechem rozbroić może. A póki co pomagam jakoś przetrwać te ciężkie chwile- próbuje uczyć jak radzić sobie z gniewem i złością. I samej sobie tłumaczę, że to jego zachowanie to nie jest złośliwe i te słowa „nie lubie, nie kocham, nie dotykaj" nie po to powiedziane by zranić, wyrządzić krzywdę. Więc by ten bunt opanować wymyślam listy zielone i czerwone- na których wypisane co wolno, a co zabronione. I kiedy złe pojawia się zachowanie, to przypominam, co na listach wypisane. A kiedy i to nie pomagam to karam- kropek czerwonych na liście umieszczeniem. Mimo, że płacz i żal, bo kropki czerwone są brzydkie... Lecz mimo wszystko kocham ogromnie i będę kochać mimo wszystko. I nawet kiedy czasem czuję się już bezsilne, to staram się wyznaczać granice i stać na straży, by dziecię me ich nie przekraczało, bo bez nich traci poczucie bezpieczeństwa. Więc karam, nagradzam, tłumaczę... I czekam, aż bunt minie mając nadzieję, że to tylko kolejny etap rozwoju, a nie tak silny i buntowniczy charakter...

wtorek, 13 sierpnia 2013

Jak z reklamy...

Wyobraź sobie ten obrazek- pięknie ubrana mamusia w nieskazitelnie białej sukience, nienagannie ułożonymi włosami, cudnym makijażem bierze na ręce uśmiechniętego bobasa, a wszystko to w sterylnym mieszkanku urządzonym w tonacji beżu i bieli, gdzie gości nieustannie Pan Porządek... Znajome? Takim obrazem macierzyństwa karmią nas media w reklamach pieluszek, których zawartości są bezwonne, w reklamach mieszanek mlecznych, po których dzieci nigdy nie mają kolek, w reklamach jedzonek w słoiczkach, które dzieci zjadają bez grymaszenia... A potem zderzasz się z rzeczywistością. Dwoje dzieci w domu i Ty jedną ręką robiąca śniadanie, jedną ręką pijąca w biegu kawę, starająca się odnaleźć smoczek, który jak na złość zaginął, próbująca ogarnąć mieszkanie z klocków, autek, puzzli i innych gadżetów, które zalegają na podłodze, robiąca pranie, prasująca, z włosami mocno potarganymi i bez makijażu, z plamą na bluzce, bo właśnie się ulało po jedzonku, a Ty w tej bluzce właśnie miałaś wyjść na spacer. Więc trzeba się przebrać. A Ty już spocona. Nerwowo wyliczas czy wszystko zabrane: dzieci, wózek, torba, pieluchy na zmianę, klucze, komórka. Już prawie jesteście u drzwi- Ty w rękach trzymasz torby, śmieci, jedno dziecko na ręku- gdy nagle słyszysz- Mamo chce mi się siku... Więc odkładasz to dziecię, które na rękach, te torby, te śmieci, które same nie chcą opuścić mieszkania i rozbierasz szkraba, który nagle poczuł potrzebę. Pot płynie Ci już po plecach. I za chwilę od nowa sprawdzasz w głowie listę rzeczy niezbędnych na 40 minutowy spacer, bez których wyjść się nie da. A potem wracasz jak wielbłąd z tym wózkiem, z dziećmi, z reklamówką zakupów wypchaną po brzegi( a do sklepu weszłaś tylko po jajka). I znowu w biegu- obiad, karmienie, przewijanie, czas na zabawę, bajek czytanie. Wieczorem życie nie zwalnia biegu. Kolacja, przy której biegasz z kromką chleba po całym mieszkaniu by dziecko zjadło choć odrobinę, kąpiel, do snu układanie, ale ciężko wulkanowi energii jakim jest trzylatek wytłumaczyć, że czas by oczy zmrużył, bo on wciąż jeszcze chce biegać, poznawać, bawić się- szkoda mu czasu na sen.I kiedy wreszcie powieki mu opadną po wieczornym czytaniu i padnie w objęcia Morfeusza, budzi się malutka i ją czas wykąpać, przewinąć, nakarmić, do snu utulić. A kiedy wreszcie w domu nastanie cisza, gdy dzieci śpiące w łóżkach, mieszkanie ogarnięte, możesz spokojnie zasiąść na kanapie w salonie obok męża swego, który zapyta- Jak minął dzień? Zmęczona pomyślisz o dzieciach śpiących za ścianą, o całym dniu, w którym nie ma czasu na nudę i z uśmiechem odpowiesz- Wspaniale...

poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Skąd się biorą dzieci?

No właśnie, skąd? Jeszcze ponad 4 lata temu byłam tylko ja i mój T. A teraz nadal jesteśmy ja i on, a prócz nas Fifi i Zosieńka. Jak to jest, że dziś cały mój świat to dwa małe serduszka i oczu dwie pary, co mnie szukają gdy znikam z horyzontu choćby na chwilę i rączki co się w moją stronę wyciągają i głosik zaspany co nocą woła- MAMO. Dziś bez tego wszystkiego nie wyobrażam sobie życia i ciężko mi pomyśleć, że teraz miało by być inaczej... Cztery lata temu byliśmy świeżo po studiach, świeżo po ślubie, w wynajętym mieszkaniu, z pierwszym wspólnym kredytem w banku. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało mi, że mieszkania nie mamy, że wszyscy znajomi bez dzieci, że pewnie życie stanie do góry nogami. Chciałam mieć dziecko już. I pamiętam jak dziś, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży- wtedy tam w tej łazience, w tym wynajętym mieszkaniu zalałam się łzami ze szczęścia! I zaczęły się te noce bezsenne, pieluchy, smoczki,wózki, pierwsze słowa, pierwsze kroki. Czas mijał szybko, Fifi miał już dwa latka i gdzieś tam w głowie rodziła się myśl, że może czas na drugie dziecko? Pamiętam jak usłyszałam od T., że chciałby mieć córkę- też chciałam. Od zawsze powtarzałam, że chce mieć więcej niż jedno dziecko. Ale decyzja o drugiej ciąży przyszła trudniej. Mimo, że wszystko się zmieniło i powinno być łatwiej, bo przecież mieliśmy własne mieszkanie, stałe prace, wyprawkę po pierwszym szkrabie. Jednak mi cholernie trudno było się zdecydować, że chce już teraz. Myślałam, że może teraz jest czas by trochę zwolnić, odsapnąć, może zmienić pracę, pozwiedzać. Przecież Fifi zrobił się samodzielny, lada dzień pójdzie do przedszkola. Wciąż biłam się z myślami, wyliczałam za i przeciw. Aż wreszcie pomyślałam- kurde jak nie teraz, to kiedy? Zawsze będzie jakieś ale. Bo człowiek zawsze zaganiany, zawsze będzie odkładał tę decyzję na potem, bo najpierw trzeba zarobić, urządzić się, zmienić samochód, pojeździć po świecie, bo straszą, że dzieci przecież tyle kosztują, że dzieci to koniec życia towarzyskiego, bo z dziećmi to tylko zamknąć się w czterech ścianach i koniec... Tylko to "POTEM" może nigdy nie nadejść, albo może się okazać, że już zbyt późno. Skąd się biorą dzieci? Patrze na mojego T. i już wiem. Z miłości. Nigdy nie będzie tego idealnego momentu, bo jak się człowiek zacznie nad tym zastanawiać, to się zaplącze w swoich obawach, co powinień jeszcze zrobić, co kupić... A tak naprawdę dopiero dziś wiem, że życie ma teraz sens. Kiedy patrzę na moje dzieci. I zgoda- nie każdy ma w życiu ten sam cel- może ktoś woli podróże, może ważniejsza dla niego kariera. I dobrze, bo każdy jest inny. Nie oceniam. Ale dziś wiem, że mam dla kogo tę "karierę" robić, że mam dla kogo się starać, że mam z kim dzielić radości, że mam o kogo się troszczyć, że zawsze coś po mnie zostanie- Bo dzieci to najcenniejsze, co mogło mnie w życiu spotkać...