poniedziałek, 12 sierpnia 2013

Skąd się biorą dzieci?

No właśnie, skąd? Jeszcze ponad 4 lata temu byłam tylko ja i mój T. A teraz nadal jesteśmy ja i on, a prócz nas Fifi i Zosieńka. Jak to jest, że dziś cały mój świat to dwa małe serduszka i oczu dwie pary, co mnie szukają gdy znikam z horyzontu choćby na chwilę i rączki co się w moją stronę wyciągają i głosik zaspany co nocą woła- MAMO. Dziś bez tego wszystkiego nie wyobrażam sobie życia i ciężko mi pomyśleć, że teraz miało by być inaczej... Cztery lata temu byliśmy świeżo po studiach, świeżo po ślubie, w wynajętym mieszkaniu, z pierwszym wspólnym kredytem w banku. Ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Nie przeszkadzało mi, że mieszkania nie mamy, że wszyscy znajomi bez dzieci, że pewnie życie stanie do góry nogami. Chciałam mieć dziecko już. I pamiętam jak dziś, kiedy dowiedziałam się, że jestem w ciąży- wtedy tam w tej łazience, w tym wynajętym mieszkaniu zalałam się łzami ze szczęścia! I zaczęły się te noce bezsenne, pieluchy, smoczki,wózki, pierwsze słowa, pierwsze kroki. Czas mijał szybko, Fifi miał już dwa latka i gdzieś tam w głowie rodziła się myśl, że może czas na drugie dziecko? Pamiętam jak usłyszałam od T., że chciałby mieć córkę- też chciałam. Od zawsze powtarzałam, że chce mieć więcej niż jedno dziecko. Ale decyzja o drugiej ciąży przyszła trudniej. Mimo, że wszystko się zmieniło i powinno być łatwiej, bo przecież mieliśmy własne mieszkanie, stałe prace, wyprawkę po pierwszym szkrabie. Jednak mi cholernie trudno było się zdecydować, że chce już teraz. Myślałam, że może teraz jest czas by trochę zwolnić, odsapnąć, może zmienić pracę, pozwiedzać. Przecież Fifi zrobił się samodzielny, lada dzień pójdzie do przedszkola. Wciąż biłam się z myślami, wyliczałam za i przeciw. Aż wreszcie pomyślałam- kurde jak nie teraz, to kiedy? Zawsze będzie jakieś ale. Bo człowiek zawsze zaganiany, zawsze będzie odkładał tę decyzję na potem, bo najpierw trzeba zarobić, urządzić się, zmienić samochód, pojeździć po świecie, bo straszą, że dzieci przecież tyle kosztują, że dzieci to koniec życia towarzyskiego, bo z dziećmi to tylko zamknąć się w czterech ścianach i koniec... Tylko to "POTEM" może nigdy nie nadejść, albo może się okazać, że już zbyt późno. Skąd się biorą dzieci? Patrze na mojego T. i już wiem. Z miłości. Nigdy nie będzie tego idealnego momentu, bo jak się człowiek zacznie nad tym zastanawiać, to się zaplącze w swoich obawach, co powinień jeszcze zrobić, co kupić... A tak naprawdę dopiero dziś wiem, że życie ma teraz sens. Kiedy patrzę na moje dzieci. I zgoda- nie każdy ma w życiu ten sam cel- może ktoś woli podróże, może ważniejsza dla niego kariera. I dobrze, bo każdy jest inny. Nie oceniam. Ale dziś wiem, że mam dla kogo tę "karierę" robić, że mam dla kogo się starać, że mam z kim dzielić radości, że mam o kogo się troszczyć, że zawsze coś po mnie zostanie- Bo dzieci to najcenniejsze, co mogło mnie w życiu spotkać...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dziękuję za komentarz